wtorek, 11 sierpnia 2015

Recenzja Exploding Kittens - hitu Kickstartera!

Czy wyobrażacie sobie grę o kotach, które eksplodują? Jakiś czas temu na KickStarterze pojawiła się akcja w której zbierano pieniądze na wydanie właśnie takiej gry o nazwie „Exploding Kittens”. Żeby odnieść sukces i ją wydać – zaplanowano, że potrzeba uzbierać  10 tysięcy dolarów. Twórcom udało się jednak coś niebywałego – dosłownie po 8 minutach kwota ta została przekroczona a łącznie przez cały czas trwania zbiórki zebrano prawie 9 milionów dolarów! Dzięki temu gra trafiła do wielu domów w wielu krajach, między innymi do naszego kolegi, który z nią nas zapoznał.




Exploding Kittens to gra karciana schowana w niewielkim, ale porządnym pudełku, które za każdym jego otwarciem… miauczy! Nie przepadam za kotami i nie rozumiem obsesji na ich punkcie, ale to miauczenie przekona każdego, że do gry warto chociaż sięgnąć. No kaman, pudełko które MIAUCZY!





Na sam początek, każdy z graczy (a może być ich od 2 do 5) dostaje po jednej zielonej karcie. Resztę zielonych kart i o jedną mniej niż ilość graczy kart bomb, które wybuchają, odkłada się na chwilkę na bok i rozdaje ze zwykłej talii po 4. Następnie zielone i bomby można już wtasować do tej talii – nie wiemy w którym momencie spłynie na nas błogosławieństwo, a w którym przeistoczymy się w pył!

Tura polega na tym, że gracz może:

1. Zagrać tyle kart ile mu się podoba
2. Po zagraniu ich (może również w ogóle tego nie robić) pociągnąć kartę z wierzchu talii.

W całej talii znajdują się karty o różnych właściwościach:

1. Różowe pozwalają nam podejrzeć trzy pierwsze karty
2. Niebieskie sprawiają, że nie ciągniemy karty i tura przechodzi na kolejnego gracza
3. Zielone działają podobnie jak niebieskie, z tą różnicą, że kolejny gracz ciągnie nie jedną, a dwie karty
4. Są karty neutralne, i kiedy wyrzucimy obie takie same – możemy wyciągnąć losową kartę od wybranego przeciwnika
5. Jeśli wyrzucimy 3 takie same karty, możemy zgadnąć, czy dany przeciwnik ma kartę, którą chcielibyśmy otrzymać – jeśli ją ma, oddaje nam ją
6. Dzięki czarnym możemy zmusić przeciwnika, żeby oddał nam jedną wybraną kartę ze swojej ręki
7. Zieloną kartę możemy rzucić, aby wybronić się przed bombą
8. Karty bomb – jeśli wyciągniemy z talii kartę bombę, pokazujemy ją i giniemy. No chyba, że mamy zieloną kartę na ręce, wtedy rzucamy ją i jesteśmy uratowani. Jako, że udało nam się chytrze przeżyć – kartę bombę musimy tajnie wrzucić w dowolne miejsce talii, a w które wiemy już tylko my sami;)
9. Szarawe pozwalają nam przetasować całą talię
10. Czerwone negują działania zagrane na nas przez innych graczy. Negują również negację :)

Nie ma limitu kart na ręce i gramy do tej pory, aż zostanie jeden gracz – jest on zwycięzcą.





Gra jest dosyć szybka i naprawdę bardzo przyjemna! Do naszego kolegi przyszliśmy z zamiarem zagrania w Dixita, ale kiedy pokazał nam Wybuchające Kociaki – mieliśmy ochotę już tylko na nie. Do gry dołączony został dodatek z dosyć, że tak to nazwę, zboczonymi kartami (ale zasad nie zmienia), więc jeśli będziecie chcieli zagrać w to z dzieciakami – weźcie tylko podstawową wersję.
Gry mają fajną grafikę i ciekawy motyw rozgrywki. Można komuś nieźle dowalić lub na przykład pobawić się w mentalistę – „Gdzie ten mój przeciwnik mógł wcisnąć kartę bomby w talię?! Chce mnie dobić teraz, później, a może w ogóle nie jestem jego celem?”. Gra może by ciekawym przerywnikiem między większymi tytułami, ale także frajdą na kilka godzin rozgrywki.



Zakończę to stwierdzeniem: Co kto lubi. A mimo, że kotów nie lubię, to grę kocham już po pierwszej partii. Ona po prostu musi trafić prosto w serca wszystkich tych, którzy lubią uprzykrzyć życie swoim znajomym, a przy okazji sprytnie unikać i tak nieuniknionej śmierci poprzez wybuchnięcie.
To jest prosta gra. Ale cały w tym urok! Choć tyle hajsu za 50-kilka kart to przesada.

No ale kaman, wybuchające kociaki to hit!

#Gała

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz